Kielce
Menu
Jackie Joyner-Kersee
fot. AP

AMERYKANKA JACKIE JOYNER-KERSEE MA ZA SOBĄ STARTY W CZTERECH IGRZYSKACH l SZEŚĆ MEDALI OLIMPIJSKICH. NA IGRZYSKACH W SEULU (1988 R.) USTANOWIŁA REKORD ŚWIATA W SILDMIOBOJU (7291 PKT.), SZEŚĆ LAT PÓźNIEJ POBIŁA REKORD USA W SKOKU W DAL (7.49 M). NIEDAWNO, CHOĆ KARIERĘ OFICJALNIE ZAKOŃCZYŁA PRZED DWOMA LATY, POSTANOWIŁA WRÓCIĆ DO SPORTU l WYWALCZYĆ AWANS NA SWE PIĄTE IGRZYSKA. ZREZYGNOWAŁA Z WYCZERPUJĄCEGO SILDMIOBOJU, POSTAWIŁA NA SKOK W DAL. WARUNEK BYŁ JEDEN: MLSIAŁA ZAJĄĆ MEDALOWE MIEJSCE PODCZAS AMERYKAŃSKICH KWALIFIKACJI W SACRAMENTO. NIE UDAŁO SIĘ.

LEKKOATLETKI

W pierwszych nowożytnych igrzyskach, tak jak w starożytności, nie dopuszczono kobiet do startu. Później wiele z nich zostało bohaterkami na równi z mężczyznami. W Sydney kobiety rzucały młotem i skakały o tyczce.

Rafał Kazimierczak, Radosław Leniarski, Stefan Tuszyński, konsultacja Janusz Tatera.


Pierwsze nowożytne igrzyska, zorganizowane w Atenach w roku 1896, odbyły się jeszcze bez udziału kobiet. Po raz pierwszy 11 uczestniczek wzięło udział w roku 1900 w II Igrzyskach w Paryżu, w St. Louis i Londynie było ich jeszcze mniej, ale później ich liczba rosła. W Seulu w roku 1988 startowało 2500 kobiet. Zapisały piękną kartę w historii igrzysk. Wielu wybitnych sportowców może tylko pomarzyć o powtórzeniu osiągnięć gimnastyczek: Larysy Łatyniny, Nadii Commaneci czy pływaczki Kristin Otto. Niezapomniane przede wszystkim są wyczyny lekkoatlelek. Bohaterką pierwszych powojennych igrzysk w Londynie w roku 1948 była Francina "Fanny" Blankers-Koen. Holenderka powtórzyła wyczyn Owensa, zdobywiając złote medale w czterech konkurencjach: 100, 200, 4x100 m i 80 m przez płotki. Wspaniałe były też zwycięstwa "Czarnej Gazeli", czyli Wilmy Rudolph. Amerykanka była gwiazdą XVII Igrzysk w Rzymie w roku 1960. Wywalczyła tam trzy złote medale: w biegach na 100, 200 i 4x100 m. Gdy zmarła, dyrektor amerykańskiego związku lekkoatletycznego Ollan Cassell powiedział: "Tak jak Jessie Owens jest symbolem olimpizmu męskiego, tak Wilma Rudolph - kobiecego".

Zaczęła Konopacka
Także w polskiej historii igrzysk wielką rolę odegrały lekkoatletki. Pierwszy złoty medal olimpijski dla Polski zdobyła kobieta, Halina Konopacka w roku 1928 w Amsterdamie rzucała dyskiem tak daleko, że "zdumiała sama siebie". Mazurek Dąbrowskiego zabrzmiał na stadionie olimpijskim deszczowym popołudniem 31 lipca. Polka była faworytką konkursu, od lat wygrywała zawody na całym świecie. Tego lipcowego dnia była wyjątkowo rozdrażniona i podekscytowana. Wspominała potem, że rano w stołówce zdenerwowana jakimś drobiazgiem cisnęła z furią talerzem o podłogę. Na stadionie było znacznie lepiej i spokojniej. Już pierwszy rzut był znakomity. W drugim poprawiła rekord świata - 39,62 m. Była osobą niezwykłą. Miała zamiłowania artystyczne - malowała, pisała wiersze. Była piękną, elegancką kobietą, w Amsterdamie została miss igrzysk. Po powrocie z igrzysk nadal zajmowała się lekkoatletyką, ale sporo czasu poświęcała także innym sportom: uwielbiała grę w tenisa, jazdę na nartach i samochodem. Wyszła za mąż za płk. Ignacego Matuszewskiego, dyplomatę i ministra skarbu Rzeczypospolitej. Po wybuchu wojny obydwoje wzięli udział w akcji wywiezienia z kraju złota Banku Polskiego, przez Rumunię, Morze Czarne, Turcję, Liban, aż do Paryża. Po wojnie Konopacka wybrała los emigrantki. Zmarła 28 stycznia 1989 roku na Florydzie. Halina Konopacka
Fot. ADM

Najszybsza - Walasiewiczówna
W Los Angeles (1932) złoty medal w biegu na 100 m zdobyła Stanisława Walasiewiczówna. Na ogromnym stadionie Collisseum, z widownią na 105 tyś. ludzi, pokonała Kanadyjkę Hildę Strike. Dziś powiedzielibyśmy że Walasiewiczówna była sportsmenką polonijną - jako dziewczynka wyjechała z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Z tym krajem związała swoje życie. W USA znana była jako Stella Walsh. Amerykanie wielokrotnie namawiali Walasiewiczównę na zmianę obywatelstwa, proponowali jej doskonale płatne posady, podobno posuwali się nawet do szantażu. - Zawsze czułam się Polką - odpowiadała. O triumfie w Los Angeles opowiadała: - Dla nas, dla Polonii amerykańskiej, była to sprawa honoru i wynagrodzenia trudnych chwil. Cztery lata później w Berlinie, na monumentalnym stadionie olimpijskim, nie udało się jej obronić tytułu. Zajęła drugie miejsce, za Amerykanką Helen Stephens, która w półfinale poprawiła rekord świata. Wszechstronnie utalentowana Walasiewiczówna nie zdobywała medali w innych specjalnościach, bo w jej czasach program konkurencji olimpijskich był bardzo ubogi. Startująca dekadę później, porównywana do Polki Blankers-Koen, miała szczęście - przez ten czas program rozszerzono o pchnięcie kulą, sztafetę 4x100 m, skok w dal i bieg na 200 m. Walasiewiczówna mogłaby startować przynajmniej w dwóch ostatnich konkurencjach. W Berlinie brązowy medal w rzucie oszczepem zdobyła Maria Kwaśniewska. Do dzisiaj jest czynną działaczką PKOI, barwnie opowiadającą o wydarzeniach sprzed ponad 50 lat i wizycie w loży Hitlera, o którym mówi: "był niższy ode mnie". Pani Maria imponuje kondycją - w kwietniu tego roku jej zdjęcie, pływającej w Bałtyku, obiegło polską prasę. Sukcesy na olimpijskich stadionach odnosiły także Jadwiga Wajsówna i Elżbieta Duńska, później Krzesińska. W Los Angeles 20-letnia Wajsówna zdobyła tylko brązowy medal w rzucie dyskiem. Tylko, bo tuż przed igrzyskami pobiła w tej konkurencji rekord świata. Po czterech latach w Berlinie, poprawiła się o jedno miejsce. Niespotvkanej rzeczy dokonała jednak w pierwszych powojennych igrzyskach w roku 1948. Do Londynu Wajsówna - używająca już także nazwiska męża, Marcinkiewicz - pojechała mając 36 lat. l choć od jej poprzednich sukcesów minęło lat kilkanaście, zaprezentowała się najlepiej z polskich lekkoatletek. Zajęła czwarte miejsce, przegrywając nieznacznie z dużo młodszymi konkurentkami.

Pierwszy złoty medal po wojnie
Elżbieta Duńska jako jedyna z polskich lekkoatletów zdobyła złoty medal w Melbourne (1956). Jej triumf łatwo było przewidzieć: na krótko przed igrzyskami poprawiła w skoku w dal rekord świata (6.35). W finale olimpijskim już w pierwszym skoku wyrównała swój najlepszy wynik. W kolejnych próbach lądowała jeszcze dalej, ale sędziowie uznawali jej skoki za spalone. Były to wyniki w granicach 6.80 m, uznawane wtedy za nieosiągalne dla kobiety. Kolejny start w igrzyskach, w Rzymie, zakończył się dla niej srebrnym medalem. Tym razem Elżbietę Duńską opuściło szczęście, chociaż do sukcesu brakowało tak niewiele. Prowadziła do ostatniej kolejki, w której pokonała ją Wiera Krepkina z ZSRR.

Stanisława Walasiewicz Fot: Hulton-Getty/FPM Jadwiga Wajs Fot: ADM/CAF

Zmowa ZSRR
Ale najbardziej znamą polską zawodniczką, która przeszła do historii sportu, była Irena Szewińska. Jej wielka kariera zaczęła się w roku 1964 podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Świetnie wypadły tam wszystkie polskie sprinterki, zwłaszcza dwie 18-latki: Ewa Kłobukowska i Kirszenstein. Największy sukces odniosły w sztafecie 4x100 m. Marzeniem polskich sprinterek było wtedy zakwalifikowanie się do podstawowego składu sztafety. W Polsce było tak dużo świetnych sprinterek, że aby wyłonić najlepsze, zorganizowano im eliminacje. Pewne startu byty jedynie Kirszenstein i Kłobukowska. Dla nich, jako zawodniczek najszybszych, zarezerwowano odcinki na prostych. O miejsca na wirażach rywalizowały: Ciepła, Górecka, Piątkowska i Janiszewska. - Nie wiem, dlaczego ta konkurencja była w Polsce tak silna - zastanawia się Szewińska. Złożyło się na tu mnóstwo elementów, od właściwej selekcji po świetnych trenerów. Grupę krakowską szkolił pan Dudziński, warszawską - Piotrowski. Wszyscy spotykali się na zgrupowaniach, gdzie panowała wspaniała atmosfera. Rywalizacja była, ale zdrowa. Może właśnie dzięki temu wyrywałyśmy, przecież inne kraje też miały silne sztafety. Obok Kłobukowskiej i Kirszenstein pobiegły w Tokio Halina Górecka i Teresa Ciepła. Wylosowały korzystny, trzeci tor, dzięki czemu mogły obserwować najgroźniejsze rywalki Amerykanki. Ciepła wygrała swoją zmianę, Górecka z Kirszenstein powiększyły przewagę. Kłobukowska wpadła na metę w czasie rekordu świata (43.6 s). Polki zdobyły zloty medal. Indywidualnie zresztą też zdobyły medale. Kłobukowska brązowy w biegu na dystansie 100 m. Kirszenstein wywalczyła dwa srebra: w biegu na 200 m i w skoku w dal. "Polka pierwszą połowę dystansu biegła jakby bez rozpędu. Dopiero na prostej swobodnie przyspieszyła, lecz nadal sprawiała wrażenie, że zbytnio się nie wysila. Ma taki styl biegania: niby wolno, a szybko, długi krok, swobodne, luźne ruchy ramion. Po tym sukcesie wielu fachowców uważa, że Polka jako pierwsza kobieta w świecie przekroczy siedem metrów w skoku w dal i pobije rekord Wilmy Rudolph w biegu na 200 m" - napisał Bohdan Tomaszewski w książce "Przeżyjmy to jeszcze raz". W Meksyku Kłobukowska już nie wystartowała. Tuż przed igrzyskami padła ofiarą intrygi rozpętanej przez władze sportowe ZSRR. Oskarżono ją, że jest mężczyzną. Załamana, nie wróciła na bieżnię.

Wielka Irena
Tymczasem Kirszenstein - po wyjściu za mąż Szewińska - święciła triumfy. Chociaż jej start w Meksyku zaczął się pechowo. Przedbiegi na 100 m odbywały się w trakcie kwalifikacji do skoku w dal. Szewińska spaliła dwie próby, w jedynej poprawnej skoczyła tylko 6.19. O jednym medalu musiała zapomnieć. Na 100 m zaś spóźniła start i była trzecia. - Jeżeli nie wygram 200 m. wycofuję się ze sportu - zapowiedziała. Wygrała, bijąc rekord świata (22.5 s), ale Polki nie obroniły tytułu w sztafecie, ponieważ Szewińska zgubiła pałeczkę. W Monachium (1972), po urodzeniu dziecka, nie była w takiej formie, jak przed czterema laty. Wywalczyła jednak szósty medal olimpijski w karierze - brązowy w biegu na 200 m. Cztery lata później, w Montrealu, znów potrafiła zadziwić. Mało popularny w Polsce dystans 400 m stał się jej koronną konkurencją. W eliminacjach igrzysk Szewińska, która kilka tygodni wcześniej pobiła rekord świata na tym dystansie, biegała słabo. Z trudem awansowała do kolejnych rund. W polskiej ekipie panował niepokój. Nikł nie byt pewny, czy Szewińska jest bez formy, czy nie chce odsłaniać wszystkich atutów. Odpowiedź przyszła już w półfinale. Po pierwszych metrach widać było, że nie ma przeciwniczki, która mogłaby ją pokonać. Udowodniła to w finale. Jeszcze na ostatnim wirażu nie widać było jej przewagi, ale na ostatniej prostej rywalki jakby stanęły w miejscu. Szewińska wygrała z ogromną przewagą. Ustanowiła rekord świata zdobywając siódmy medal olimpijski. Z trybun oglądał ten bieg Jacek Wszoła, który w Montrealu zdobył złoto w skoku wzwyż. - Po pierwszym łuku nie miałem wątpliwości, że Irena wygra - wspomina. - Biegła tak, jak przed laty. Gdy ja zaczynałem swoją reprezentacyjną karierę. Z tą samą klasą, co w latach sześćdziesiątych. Irena miała niesłychany talent, ale ludzi z talentem jest wielu. Wielkość Ireny polegała na tym, że sama potrafiła go spożytkować, zadbać o rozwój swojej kariery, czyli uczynić ze sportu styl swojego życia. Ostatni start olimpijski Szewińskiej - w Moskwie - zakończył się niepowodzeniem. W półfinale 400 m zwolniła na ostatnich metrach, tracąc szansę na finał. Dzisiaj Szewińska jest prezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i reprezentuje Polskę w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim.


Irena Szewińska

Fot. ADM/CAF


Gdyby...

Infografika Wawrzek więcicki

Konsultant Janusz Tatera jest sekretarzem generalnym Polskiego Komitetu Olimpijskiego


| Index | Przewodnik | Foto Galeria | Rezultaty | Kalendarz | Hotel | Sponsorzy |
Copyright (c) 2001 Wojciech Habdas. All rights reserved.
All photographs (c) 2001.